"(...) Był też spacer kolejny po okolicznych górkach. My, niecni złodzieje fig, zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku. Oto pan wielki na włościach stadko owiec i kóz prowadził na wypas wieczorny w suchych chaszczach. Przymknąwszy oko na nasz występek okrutny oprowadził nas po swych polach wspominając stare czasy. Mocno wskazujący był na spożycie czerwonego szlachetnego trunku własnego wyrobu. Jak pięknie zdania budował łącząc niemieckie, angielskie, włoskie i rosyjskie wyrazy. W końcu marynarz, nie jedno morze w swym życiu widział. Mały, siwy człowieczek rubaszny. Chętnie by podebrał Jurkowi jedną niewiastę, co trzy to za dużo na jednego chłopa. Zaprowadził nas pod kościółek prosty, skromny, maleńki. Na cmentarzu pokazał swój grób rodzinny. Matula tu leży i tatulo. Oj, długo żyli, oj długo... Na koniec ściągnął nas w swoje skromne progi domowe. Budyneczki małe, szare w środku tworzyły podwóreczko. Przykryte pnączem winnym przytulne przed słońcem dawało schronienie. A wino mocne było, dobre, wytrawne, ciemnobordowe. Najciężej było odejść, otrzepać się z tej życzliwej, natrętnej wręcz gościnności. Jeszcze szklaneczkę... Telefon podajcie... To może ja wam dam... Zadzwońcie, przyjdźcie. Żal, bo my nienawykli, zakłopotani, pragnęliśmy uciec jak najdalej."
Chorwacja, Vinisce, sierpień 2007
AK
Ładny kadr.
OdpowiedzUsuń